Czy Robert Lewandowski powinien dla dobra reprezentacji wrócić do kadry?


Lewandowski i reprezentacja - związek, który trzeba przemyśleć na nowo

11 czerwca 2025 Czy Robert Lewandowski powinien dla dobra reprezentacji wrócić do kadry?
Oskar Foltyński

Podczas czerwcowego zgrupowania reprezentacji Polski wielu nawet najzagorzalszych kibiców nie może mieć dobrej opinii na temat „afery opaskowej” i samego Michała Probierza. Selekcjoner, który w bardzo szybkim tempie doprowadził do tego, że najlepszy zawodnik nie chciał grać dla kadry, a zawodnicy chcieli wyjechać z zgrupowania będzie kojarzył się tylko z swoimi nieudolnymi decyzjami. To, jak rozwiązał sytuację z Robertem Lewandowskim pokazuje, że Michał Probierz nie potrafi w normalny sposób prowadzić dialogu z kimkolwiek. Natomiast nas kibiców, jak i dziennikarzy zostawił z pytaniem - czy Robert Lewandowski powinien wrócić do reprezentacji?


Udostępnij na Udostępnij na

Winston Churchill w jednym z swoich listów napisał:

– Dyktatorzy jeżdżą tam i z powrotem na tygrysach, z których boją się zejść.

To zdanie aż prosi się, by odnieść je do Michała Probierza. Bo on też dosiadł tygrysa – tyle że nie z odwagą, tylko z rozpędem i bez pomysłu, jak go okiełznać. Zamiast prowadzić reprezentację Polski ku czemukolwiek, co choćby przypominałoby rozwój, wybrał jazdę w kółko, bez mapy, za to z przekonaniem, że wie, co robi. Efekt? Tygrys nie tylko nie daje się prowadzić, ale wyraźnie słabnie – i to nie z przemęczenia, tylko z braku kierunku.

Kadra pod jego wodzą wygląda coraz gorzej. Taktycznie, mentalnie, organizacyjnie – każdy kolejny mecz to krok w tył. Żadnych wyraźnych fundamentów, żadnych młodych wilków wprowadzanych z głową, żadnej tożsamości. Tylko chaos i gładkie frazesy na konferencjach.

Afera, która właśnie wybuchła, to nie wypadek przy pracy. To logiczne następstwo atmosfery, jaką Probierz stworzył – atmosfery rozprężenia, fałszywego luzu i grania na alibi. Problem w tym, że z tego tygrysa naprawdę trzeba już zejść. Tylko selekcjoner najwyraźniej się boi. Bo wie, że na ziemi czeka nie poklask, lecz rozliczenie. I to bolesne.

Kto ma rację – Probierz, czy Lewandowski?

Cała ta afera to jedno wielkie bagno Michała Probierza, który nie potrafi niczego zrobić z odpowiednim wyczuciem. Jak wytłumaczyć sytuację, w której trener informuje zawodnika, że nie jest już kapitanem poprzez rozmowę telefoniczną? Ciężko sobie wyobrazić, aby ktokolwiek zadzwonił do nas z podobnie ważną sprawą przez telefon. Głównie dlatego, że lepiej i z szacunkiem przekazać arcyważne informacje w „cztery oczy”. Wygląda to mniej więcej tak, jakby selekcjoner bał się bezpośredniej konfrontacji z kapitanem. Bardzo samolubne i nie na miejscu było zachowanie trenera, który bez znaczenia na status zawodnika nie może traktować tak nikogo. Był to nie tylko brak szacunku, ale i ogromna plama wizerunkowa przy nazwisku selekcjonera. Nasuwa się pytanie, czy nie dało się tego zakomunikować w innym terminie, niż kilka dni przed niebotycznie istotnym meczem w Helsinkach?

Trzeba też zauważyć, że to nie pierwszy raz, gdy poważna decyzja jest komunikowana w sposób wywołujący więcej kontrowersji niż sama decyzja. Reprezentacja to nie klub, gdzie trener ma codzienny kontakt z zawodnikami – tutaj każde słowo ma ogromne znaczenie. Sposób, w jaki Probierz potraktował tę sprawę, to nie tylko jego osobisty błąd, ale też sygnał, że w całej strukturze kadry brakuje systemowej kultury szacunku i jasnych zasad komunikacji.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że przekazanie tak ważnej decyzji tuż przed kluczowym meczem było ruchem na granicy braku profesjonalizmu i świadomego ryzyka destabilizacji zespołu. Wygląda na to, że Probierz bardziej dbał o demonstrację swojej siły niż o dobro drużyny. Dodatkowo, jego wypowiedzi podczas konferencji prasowej sugerują, że próbuje rozgrywać tę sytuację medialnie, zyskując poparcie kibiców narracją o „drużynie ponad jednostkami”. Problem w tym, że takie hasła działają tylko wtedy, gdy są autentyczne – a tutaj trudno mówić o autentyczności, skoro cała decyzja została przekazana zawodnikowi za plecami i bez klasy. Publiczne granie na emocjach w sytuacji kryzysowej rzadko kończy się dobrze.

Lewandowski nie był idealnym kapitanem

Żeby teraz było jasne, nie mówię, że Robert Lewandowski jest bez skazy. Nie jest też tak, że jest on przeze mnie gloryfikowany i mitologizowany ze względu na swoje dokonania w reprezentacyjnym futbolu. Robert, jako kapitan, nigdy nie był idealny. Można mu było zarzucić wiele. Często podnoszono argument, jaki powinien być lider kadry. Według wielu musi być silny mentalnie, odpowiedzialny i nie pękać w ważnych momentach. Jest to jak najbardziej prawda, jednak nie można zapominać, jak wyglądała sytuacja opaski kapitańskiej z Jakubem Błaszczykowskim, który również nie przyjął tego najlepiej, przez co jego przerwa od kadry trwała 7 miesięcy. Problem jest nie w decyzji, a w jej przekazie. Prawda jest taka, że każdy piłkarz na wysokim poziomie ma ego – co jest całkowicie normalne. Nie można mieć pretensji do Roberta Lewandowskiego o swoją decyzję, kiedy widać było, że na linii trener – piłkarz nie jest najlepiej od marca.

Niezależnie od tego, jak oceniamy Lewandowskiego jako kapitana, trzeba zrozumieć jedną rzecz: to człowiek, który przez lata ciągnął reprezentację na swoich barkach, często samotnie. Może i popełniał błędy, ale z pewnością zasłużył na więcej niż lakoniczny telefon i chłodną konferencję prasową. Nawet jeśli jego forma czy wpływ na drużynę słabnie, należy mu się elementarny szacunek za lata służby.

Na koniec warto się zastanowić, czy w całej tej sytuacji chodzi jeszcze o piłkę nożną, czy już wyłącznie o kontrolę, wpływy i politykę kadrową. Zbyt często mamy wrażenie, że reprezentacja Polski to pole gry dla osobistych ambicji, urażonych dum i rozgrywek politycznych, a nie miejsce sportowej wizji i szacunku dla zawodników.

***

Osobne kilka zdań należy się Cezaremu Kuleszy, który w tej całej sytuacji pokazał to, z czego jest najbardziej znany. Mianowicie, w najważniejszych momentach Pan prezes Kulesza nigdy nie potrafił wziąć odpowiedzialności za cokolwiek na swoje barki. Nie wiadomo jednak z czego to konkretnie wynika. Wiadomo jednak to, że największym przegranym jest opozycja Cezarego Kuleszy, którzy pozwolili objąć mu po raz drugi stanowisko prezesa wolną ręką. Uważam, że powinno im być wstyd, ze względu na to, że pozwolili dojść do władzy ludziom, którym kompletnie nie zależy na dobru polskiego futbolu.

Musimy załagodzić konflikt z Lewandowskim

Nie chodzi tu tylko o piłkarza. Chodzi o symbol. O człowieka, który przez ponad dekadę był twarzą polskiej reprezentacji, jej liderem, głównym egzekutorem i często jedynym powodem do dumy. Konflikt Probierz – Lewandowski to nie jest osobista sprzeczka między selekcjonerem a zawodnikiem. To pęknięcie w strukturze, która i tak balansuje na granicy sportowej wiarygodności. I właśnie dlatego ten konflikt musi zostać zażegnany – szybko, mądrze i z klasą. Załagodzenie napięcia nie oznacza ugięcia się przed autorytetem. Nie chodzi o to, by cofać decyzje selekcjonera, przywracać opaski czy klękać przed legendą. Chodzi o wyciągnięcie ręki i postawienie dobra wspólnego ponad urażone ambicje. Bo kadra narodowa to nie jest miejsce na osobiste rozgrywki – to drużyna, która ma reprezentować cały kraj, nie tylko własne ego.

Oskar Foltyński

Lewandowski jest nam potrzebny – może niekoniecznie jako kapitan, może już nie na 90. minut każdego meczu, ale jako człowieka, który swoją obecnością i doświadczeniem może scementować szatnię. Jego autorytet nie zniknie wraz z opaską. Zniknie wtedy, gdy pozwolimy mu odejść w atmosferze konfliktu, niedomówień i chłodu. A wtedy stracimy coś więcej niż tylko zawodnika – stracimy wzór. A drużyna bez wzoru traci kierunek. Poza tym, jak wygląda ten konflikt z zewnątrz? Kibice są zmęczeni medialnymi przepychankami, brakiem klasy i strategii. Społeczne zaufanie do kadry i PZPN jest już kruche – każda kolejna awantura tylko pogłębia podziały i dystans między reprezentacją a jej własnymi kibicami. A jeśli drużyna narodowa przestaje jednoczyć – to po co w ogóle istnieje?

Załagodzenie konfliktu z Lewandowskim nie będzie łatwe. Ale jest konieczne. Nie po to, by zadowolić jedną stronę. Po to, by uratować całość. Bo jeśli drużyna narodowa przegra z własnym ego, to żadne eliminacje nie będą miały już znaczenia.

Probierz zostaje, Lewandowski nie przyjedzie już na kadrę

Zostawienie Michała Probierza na stanowisku selekcjonera po tym, co wydarzyło się wokół reprezentacji, to nie tylko błąd. To otwarte przyzwolenie na rozkład polskiej piłki od środka. W momencie, gdy szatnia się rozpada, lider kadry mówi wprost, że nie wróci, a styl gry wygląda jak losowe ustawienie z Football Managera, decyzja o „kontynuacji projektu” to kpina z kibiców i piłkarzy.

Oskar Foltyński

Lewandowski – bez względu na to, co kto o nim sądzi – nie wróci, dopóki Probierz prowadzi drużynę. Powiedział to otwarcie. To znaczy: kadra traci nie tylko symbol, ale też człowieka, który od dekady trzymał ją na powierzchni. Jego brak to nie tylko pustka w ataku – to pustka w autorytecie, który mógł jeszcze coś z tej drużyny zbudować. Młodsi zawodnicy go słuchali. Teraz – nie będą słuchać nikogo. Szatnia już pękła. Piłkarze – jak donosiło kilku dziennikarzy – chcieli skrócić ostatnie zgrupowanie i wyjechać wcześniej. Nie dlatego, że się nudzili. Dlatego, że atmosfera była nie do wytrzymania. Brak zaufania, zero komunikacji, brak lidera i trener, który wszystkich traktuje jak zbędnych petentów. To nie projekt budowy nowej drużyny. To proces jej rozpadu w czasie rzeczywistym. A styl gry? Tego po prostu nie ma. Chaos, improwizacja, nonsensowne powołania, zawodnicy nie na swoich pozycjach, brak jakiegokolwiek planu.

I na koniec: Cezary Kulesza. Prezes PZPN, który jak Titanic idzie kursem na górę lodową, kompletnie nieświadomy, że kadra to nie jego prywatna firma. Zostawia Probierza, bo to „jego człowiek”, a nie dlatego, że trener coś pokazał. Nie słucha kibiców, piłkarzy. Nie słucha nikogo – oprócz własnego przekonania, że wie lepiej. A nie wie.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze